sobota, 21 sierpnia 2010

Ustawa czy dobry przykład?

Organizacje pro-life w Polsce codziennie walczą o prawo zakazujące aborcji (i o to, aby inne prawa były zgodne z katolicką nauką społeczną). Dzięki temu dużo mówi się o aborcji i o tym... jakie wpływy w państwie powinien mieć Kościół. Pojawia się często zdanie, że Polska to nie tylko katolicy i nie tylko oni powinni mieć prawo do decydowania o prawie w demokratycznym państwie. W końcu pojawia się również problem z większością katolików, którzy nie akceptują we wszystkim nauki Kościoła.

Podstawowym plusem ustawy, która zakazuje aborcji, czy też ustawy, która zakazuje in-vitro jest odgórne narzucenia zakazu na wszystkich obywateli, innymi słowy uniemożliwienie im popełnienia grzechu w sposób legalny wobec prawa państwowego. Według niektórych rozwija się w ten sposób tzw. "podziemie aborcyjne" (i nie tylko). Gdy weźmiemy je pod uwagę może okazać się, że starania dążące do uchwalenia dobrego prawa spełzają na niczym. Pojawia się tu pytanie: "czy te starania mają sens?".

Odpowiedź jaką bym dał brzmi: "Tak, ma to sens", mimo iż nie zgadzam się z metodą obrońców życia. Myślę, że w części jest ona tylko uspokojeniem sumienia i zwaleniem na państwo obowiązku dbania o czyste dusze katolików. Owszem, państwo powinno posiadać prawo, które zakazuje zła i nie pozwala na grzech (grzech w stosunkach międzyludzkich). Prawo powinno stawać się pro-life! Jednak, aby tak było w demokratycznym państwie należy zacząć od przekazania ludziom, że tak powinni postępować.

Katolicka nauka społeczna musi trafić do prostych ludzi i do nich przemówić, w taki sposób, aby ich za sobą porwać. Użyję tutaj porównania do pierwszych chrześcijan, którzy przez swoje postępowania sprawiali, że ludzie wychwalali Boga. Nie przez władzę, lecz własny przykład, pogodę ducha i miłość, jaką darzyli siebie i innych. Oczywiście droga miłości nigdy nie będzie łatwą drogą, ale z pewnością jest ono skuteczniejsza niż wszelkie przepisy i prawa.

Wytyczmy, więc nowy trend pro-life, który skupia się na konkretnej osobie, a nie na całej społeczności. Niech aborcja nie będzie kwestią światopoglądu, lecz problemem konkretnej kobiety (tu również konkretnego mężczyzny), konkretnej rodziny, konkretnej wspólnoty. Na płaszczyźnie polityki można więcej stracić niż zyskać. W relacjach osobowych można uzyskać o wiele więcej, a jeszcze więcej w relacjach osobowych skierowanych na konkretną osobę.

Celem powinny stać się punkty konsultacyjne, telefony zaufania, środki informacyjne i szeroki zestaw świadectw prawdziwych kobiet, które mimo trudności zdecydowały się urodzić. Te instrumenty powinny być wspomagane przez różnego rodzaju akcje trafiające do szerokiej grupy odbiorców, tyle, że koniecznie te akcje muszą gdzieś kierować swojego odbiorce. Czyli robimy wystawę plakatów i na jednym z nich dużymi literami piszemy: "Jesteś w ciąży, boisz się: zadzwoń na bezpłatny telefon zaufania dla kobiet w ciąży". Myślę, że taka akcja może uratować wiele istnień skutecznie i łatwo. Co więcej szanując wolność drugiego człowieka.

czwartek, 5 sierpnia 2010

Telefon pro-life

Znalazłem dzisiaj w sieci ogłoszenie bezpłatnego telefonu zaufania dla "matek w stanie błogosławionym", które nie mają wsparcia i mają wątpliwości nad tym czy chcą urodzić dziecko.

Oto i namiary:

Telefon nadziei
0800 112 800
(bezpłatny, pn.-pt.
w godz. 15.00-7.00,
pozostałe dni - całą dobę)

Jasnogórski Telefon Zaufania
034 365 22 55
(w godz. 20.00-24.00)

Jest to jedna z pierwszych inicjatyw pro-life w Polsce skierowanych bezpośrednio do zainteresowanych kobiet spośród tych, o których słyszałem. Forma telefonu zaufania bardzo mi się podoba, bo osoba z wątpliwościami może porozmawiać z kimś nie koniecznie się  ujawniając. Ten telefon wydaje mi się o wiele lepszym sposobem niż znane wszystkim wystawy czy nawet propozycje zmieniające prawo.

środa, 4 sierpnia 2010

Zjazd teściowych

Wczoraj w Lipsku nad Biebrzą odbył się Pierwszy Diecezjalny Zjazd Teściowych. Mszę dla przybyłych teściowych odprawił tam biskup pomocniczy diecezji ełckiej, Romuald Kamiński, który w homilii zalecał, aby dalej tworzyć wielopokoleniowe rodziny, aby pokolenia mogły się wzajemnie uzupełniać. Apelował również o doceniania starszych osób, w tym teściowych.

Lipsk nad Biebrzą jest miejscowością, w której urodziła się bł. Marianna Biernacka. W 1943 oddała ona życie za swoją brzemienną synową, która została wraz z mężem (a synem pani Marianny) skazana na śmierć. Rozstrzelana została w miejscowości Naumowicze koło Grodna wraz z 49 mieszkańcami Lipska. Dziś jest uważana za patronkę teściowych.

wtorek, 3 sierpnia 2010

Wakacje bez Boga

Z taką inicjatywą wyszli brytyjscy studenci zrzeszeni w stowarzyszeniach ateistycznych, humanistycznych i świeckich. Utworzyli oni federacje w ramach, której zamierzają chronić dzieci w wieku szkolnym przed chrześcijaństwem: chcą więc walczyć z wizją stworzenia świata przez Boga i zaprzeczać chrześcijańskiej etyce. Przede wszystkim mają działać w szkołach, w których ma pojawić się przedstawicielstwo ich federacji. W wakacje zaś mają organizować ateistyczny odpowiednich "Wakacji z Bogiem", czyli w ich wydaniu: "Wakacje bez Boga".

W ramach obozów opiekuni mają opowiadać dzieciom, że "nauka chrześcijańska ma negatywny wpływ na zachowanie człowieka w społeczeństwie". Dalszym zadaniem będzie przekonywanie uczniów, aby ignorowali to czego nauczyli się na lekcji religii oraz aby nie brali udziału we wspólnych modlitwach.

Wyobraziłem sobie program takiego tygodniowego wyjazdu i chwyciło mnie przerażenie, bo ile można mówić, że Boga nie ma i, że lekcje religii to sama głupota? Chrześcijańska oferta wakacji z Bogiem nie opiera się wyłącznie na stwierdzeniu istnienia Boga, ale również na stopniowym poznawaniu Boga. To tworzy bogaty program, w którym dzieci i młodzież uczą się nie tylko o istnieniu Boga, ale również życia we wspólnocie: przede wszystkim w najważniejszej wspólnocie Eucharystycznej, ale także nauką przebywania w grupie oraz wspólnej radości w rozwijaniu swojego ducha i ciała. Idąc dalej chrześcijańskie wyjazdy zwykle nie uczą postaw wrogich ateizmowi, bo jako teiści, jako chrześcijanie nie musimy zaprzeczać nieistnienia Boga. Nasze poznanie zapewnia nam duchowe dowody na realne istnienie Boga w Trójcy Jedynego i na tej bazie odbywają się wszelkie spotkania chrześcijańskie, również wspólne wyjazdy i obozy.

Ateistycznej formie wyjazdowej zdecydowanie brakuje jakiegoś punktu zaczepienia, bo zaprzeczenie istnienia Boga zamyka wszelką dalszą dyskusję, po co dyskutować o kimś kogo nie ma. To chyba trochę nieracjonalne.

Luka jaka powstaje po wyrzuceniu chrześcijaństwa z życia chrześcijańskiej Europy zdaje się być olbrzymia. Nie chodzi mi o zapis w jakimś państwowym czy międzynarodowym dokumencie. Mam raczej na myśli pustkę, jaką odczułby przeciętny człowiek, gdyby obudził się nagle w świecie bez religii, bez wiary i bez Boga. W takim świecie nawet a(nty)teizm straciłby sens, bo i przeciwko czemu miałby on protestować.

Rzeczywisty ateizm jest, według mnie, nie zauważaniem przez kogoś Boga. Jest postawą człowieka, który po prostu nie wierzy w Boga, nie czuje Jego obecności. Taki ateizm jestem w stanie zrozumieć, gdyż jest on przeciwieństwem teizmu. Postawa jaką prezentują najgłośniejsi ateiści (jakkolwiek siebie nazywają) to zwykły antyteizm, który prowadzi do zagłuszania ludzi myślących inaczej, czy w tym wypadku ludzi wierzących. Smutno mi z tego powodu, zwłaszcza, że to ateiści zarzucają nam zagłuszanie takich jak oni.