poniedziałek, 12 października 2009

Człowiek ma prawo...

Marsz ateistów i agnostyków
Każdy człowiek, dosłownie każdy, ma prawo wyrażać swoje poglądy. Może je formułować w stosunku do innych ludzi, Kościoła, samego Boga
- tak o prawie do wyrażania swoich poglądów wypowiada się ksiądz biskup Wiesław Mering, przewodniczący Komitetu Episkopatu Polski ds. kontaktu z niewierzącymi. Ten sam biskup w kontekście przemarszu ateistów i agnostyków ulicami Krakowa powiedział, że według niego nie służy on wzajemnemu porozumieniu.

Trudno się jednak dziwić takiej opinii, gdy przed marszem pojawiały się propozycje ze strony ateistów, aby marsz reklamować na krakowskich tramwajach, a zwłaszcza na tym kursującym na linii 8, która... przejeżdża koło sanktuarium Bożego Miłosierdzia i krakowskiej kurii. Rozumiem potrzebę poinformowania o wydarzeniu, rozumiem, że można ją zrobić na tramwaju, ale dlaczego motywować to trasą tramwaju przejeżdżającego akurat koło dwóch ważnych dla katolików miejsc? Oczywiście to tylko jeden incydent i skupiać się na nim zbytnio nie zamierzam.

Niektórzy I Marsz Ateistów i Agnostyków porównali do katolickiej procesji Bożego Ciała. Mam pewne wątpliwości czy słusznie. Z ateistycznego punktu widzenia procesja Bożego Ciała jest formą jakiegoś pochodu czy też demonstracji, z punktu widzenia osoby niewierzącej (albo szerzej, nie katolika) procesja jest formą demonstracji czy też jakiegoś marszu katolików. Nie mogę temu jednak przyznać racji, bowiem celem procesji Bożego Ciała nie jest pokazanie się katolików, lecz raczej uwielbienie Boga obecnego w Najświętszym Sakramencie. Mamy tu więc pewną różnicę celi.

Czy kocham swojego bliźniego? Czy kocham swoich nieprzyjaciół?

Marsz miał być, między innymi, pokazaniem, że w społeczeństwie polskim są ateiści, że są agnostycy. W dalszym kontekście miał on pokazać, że są oni dyskryminowani. Cieszę się, że wolnomyśliciele zdecydowali się na taki marsz. Sprawia to, że ja, ponownie zadaję sobie pytanie o przykazanie miłości bliźniego. Czy istotnie prześladuję niewierzących? Czy jeśli są moimi przyjaciółmi, bliskimi, znajomymi, to czy potrafię ich miłować w imię chrześcijańskich wartości? A co jeśli są moimi wrogami? Tu pojawia się pewien problem z moją relacją do niewierzących. Nie są oni moim wrogami, nie są oni też moimi przyjaciółmi. Z wieloma utrzymuję jakiś tam kontakt, ale nie zależy on od tego, że oni akurat nie wierzą. Znam też takich, którzy są wobec mnie wrogo nastawieni. Wobec i jednych, i drugich muszę okazywać miłość agape. Zaiste, trudna jest to miłość.

Trudność polega tu na ciągłej potrzebie jej odnawiania, ciągłej potrzebie utrzymania się we własnych korzeniach, przy jednoczesnym trwaniu w dialogu z osobą, która poglądowo jest mi dość odległa. Problemem są również pewne obustronne uprzedzenia. Katolicy często widzą w niewierzących tych, którzy ich atakują, którzy zdradzili, którzy odeszli, czy w końcu tych, którzy dla łatwiejszego życia odrzucili nakazy płynące z wiary. Ateiści zaś na ludzi Kościoła zrzucają odpowiedzialność za to, jak zostali potraktowani przez swoich rodziców, znajomych katolików czy przez kapłanów.

Straszeni piekłem

Chyba najbardziej dotkliwe, dla ateistów, jest stwierdzenie, że poza Kościołem nie ma zbawienia. Stwierdzenie to jest sloganem, które nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Celem udowodnienia tej tezy pozwolę sobie na posłużenie się Pismem Świętym, a konkretniej Listem św. Pawła do Rzymian. Jest to fragment pierwszego sporu jaki trwał we wspólnocie chrześcijan. Jedni nadawali obrzezaniu i znajomości Prawa (pożydowskiej pozostałości) wielkie znaczenie, inni uważali, że nie jest ono konieczne, zwłaszcza, że często jest ono tylko oznaką faryzeizmu.

Tu w nasze rozważanie wkracza właśnie święty Paweł w drugim rozdziale swojego listu:
Bo ci, którzy bez Prawa zgrzeszyli, bez Prawa też poginą, a ci, co w Prawie zgrzeszyli, przez Prawo będą sądzeni. Nie ci bowiem, którzy przysłuchują się czytaniu Prawa, są sprawiedliwi wobec Boga, ale ci, którzy Prawo wypełniają, będą usprawiedliwieni. Bo gdy poganie, którzy Prawa nie mają, idąc za naturą, czynią to, co Prawo nakazuje, chociaż Prawa nie mają, sami dla siebie są Prawem. Wykazują oni, że treść Prawa wypisana jest w ich sercach, gdy jednocześnie ich sumienie staje jako świadek, a mianowicie ich myśli na przemian ich oskarżające lub uniewinniające. [Okaże się to] w dniu, w którym Bóg sądzić będzie przez Jezusa Chrystusa ukryte czyny ludzkie według mojej Ewangelii.


To oczywiście tylko fragment i należy go interpretować w oparciu o całe Pismo Święte, nie mniej jednak dowodzi on o niesłuszności uznania pogan, za z góry skazanych na piekło. Przeczy on również informacją, jakoby ateiści nie mieli prawa moralnego, gdyż prawo wypisane jest w ich sercach. W dalszej części listu Paweł podkreśla, że obrzezanie zachowuje swoją wartość, lecz tylko wtedy, gdy idą za nim określone czyny. Święty Paweł w końcu przestrzega pierwszych chrześcijan słowami:
Ty, który chlubisz się Prawem, przez przekraczanie Prawa znieważasz Boga. Z waszej to bowiem przyczyny - zgodnie z tym, co jest napisane - poganie bluźnią imieniu Boga.


Jako i my nie narzucamy

Oczywiście, jak już mówiłem, nie jestem przeciwnikiem marszu. Nie oznacza to jednak, że toleruję wszystko co było z nim związane. Wspomniałem już o propozycji reklamy na tramwaju numer 8, którego główną cechą jest to, że jeździ koło dwóch ważnych dla katolików miejsc. To jeden z nietaktów, który świadczy o tym, że niektórzy wolnomyśliciele chcą jednak walczyć z Kościołem (wbrew temu co mówią). Choć może to po prostu zwykła bezmyślność.

W jednym z artykułów przed marszem spotkałem się ze stwierdzeniem, że ateiści niczego nie chcą narzucać. W domyśle, tak jak robią to katolicy. Słowa te jednak są trochę moim zdaniem nie prawdziwe. Jednym z celi marszu było wprowadzenie w szkole "edukacji seksualnej" na modlę ateistów. Jak wiemy jest to forma, której przeciwstawiają się środowiska katolickie. Co ciekawe obie strony popierają się tu rzetelnymi badaniami dotyczącymi zalet swojej wersji nauczania seksuologii w szkole.

Prawda jest oczywiście taka, że obie strony walczą o swoje racje. Kościół żąda przede wszystkim bezwzględnego przestrzegania praw człowieka od poczęcia do naturalnej śmierci. Ateiści chcą zakończenia finansowania Kościoła przez państwo oraz możliwości łatwiejszego załatwienia kwestii apostazji.

Inna sprawa, że Kościół nie jest w Polsce finansowany przez państwo. Państwo płaci jedynie za swoje zobowiązania wobec Kościoła (nieświeccy katecheci w szkołach), oddaje Kościołowi grunty zabrane w poprzednim ustroju, ewentualnie umożliwia renowacje kościelnych zabytków, które są wspólnym dobrem całej wspólnoty narodowej, a nie tylko katolików.

Slogany, a słowa

Mówiąc, o rzekomy, finansowaniu Kościoła przez państwo stajemy na płaszczyźnie sloganów. Ateiści chyba nie zdają sobie sprawy, że w "ateistycznym raju", jakim są w ich przekonaniu Czechy państwo płaci pensje wszystkim duchownym i utrzymuje świątynie katolickie. U nas za utrzymanie i budowę kościołów odpowiadają wierni z danej wspólnoty parafialnej.

Wiele takich sloganów zakłóca normalną koegzystencję między wierzącymi, a niewierzącymi. Takich sloganów nie brakowało również na Marszu Ateistów i Agnostyków. Bardzo bolesnym hasłem było zdanie: "Każdy myślący człowiek jest ateistą". Domyślam się, że nie jest to kwestia złej woli organizatorów. Nie zmienia to jednak faktu, że takie zdanie jest dla tych, którzy nie są ateistami.

Bardzo obrazowym był również jeden z największych plakatów na marszu. Przedstawiał on ewolucje człowieka, który to najpierw był jakimś tam małpoludem, potem stał się zniewolonym człowiekiem, a następnie ateistą. Bolesne dla wierzących w tym schemacie jest przedstawienie człowieka zniewolonego, jako kogoś, ktoś się modli. Rozumiem jednak intencje autorów, którzy prawdopodobnie w taki sposób pokazują swoją własną drogę życia. Zgodnie z teorią ewolucji wiedzą skąd pochodzą, mają świadomość, że na początku swojego życia stali się zniewolonymi przez nakazy, których nie rozumieli, tu przez nakaz wiary, a później poczuli wyzwolenie, jako ateiści.

Co ciekawe w podobny sposób przebiega formacja Ruchu Światło - Życie (popularnej Oazy) czy jednego z jej dzieł, jakim jest Krucjata Wyzwolenia Człowieka. Obie mówią, że człowiek jest zniewolony po przez grzech, nałogi i przyzwyczajenia. Przyzwyczajeniem może być tu właśnie wpajana, dziecinna wiara. Do wolności i wyzwolenia prowadzi jednak Chrystus, a nie ateizm. W ruchu oazowym wyzwolenie nie jest jednak końcem nawrócenia, czy też końcowym etapem rozwoju człowieka. Według ks. Blachnickiego człowiek ciągle musi o swoją wolność, o swoje wyzwolenie zabiegać. Pokazuje to również przykład jego życia, o którym może kiedyś napiszę na tym blogu. Ateiści i Agnostycy zaś często zatrzymują się na swoim ateizmie (agnostycyzmie), jako na końcowym etapie drogi.

Szczere poszukiwanie...

Tymczasem zarówno katolicy, jak i niewierzący są zobowiązani do ciągłego poszukiwania. Trudno jednoznacznie określić cel tych poszukiwań. Ja jako osoba wierząca celem tych poszukiwań czynię moją osobistą relację z Bogiem poprzez istnienie w konkretnej wspólnocie. Nie chcę jednak narzucać tego celu osobą niewierzącym, choć szczerze pragnąłbym, aby znaleźli oni swoje ukojenie w moim Panu i Zbawicielu.

Wszyscy, którzy czytacie te artykuł, proszę Was o jedno: nigdy nie rezygnujcie z poszukiwań, czegokolwiek szukacie. Zapewniam Was, że czas spędzony na poszukiwaniach nigdy nie będzie czasem straconym, a osiągnięcie celu z pewnością wynagrodzi Wam trud poszukiwania.

Jeśli Bóg istnieje, a mam powody, aby zapewniać Was o tym, że tak jest, z pewnością zauważy Wasze poszukiwanie. Moje słowa potwierdził również Kościół w czasie Soboru Watykańskiego II stwierdzając, że każdy człowiek szczerze poszukujący Boga ma szanse na zbawienie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz