czwartek, 29 października 2009

"Amicus Clericorum" - przyjaciel kapłana

kapłan
W diecezji sosnowieckiej trzech kapłanów zostało mianowanych tytułem "Amicus Clericorum". W tłumaczeniu na język polski znaczy to: "przyjaciel duchowieństwa".

Jak będzie ich rola? Rozmawiać z innymi kapłanami o ich radościach i smutkach, a przez to pomagać im w ich kapłańskim życiu. Tytuł przyjaciela duchowieństwa otrzymali: ks. Paweł Nowak, diecezjalny penitencjarz, ks. Mirosław Tosza, kapelan wspólnoty „Betlejem” w Jaworznie – Dąbrowie Narodowej, ks. Stefan Rogula, proboszcz parafii św. Andrzeja w Olkuszu.

na podstawie: TRZECH KSIĘŻY OTRZYMAŁO TYTUŁ "AMICUS CLERICORUM"

piątek, 16 października 2009

26 X 2009: Watykan contra lefebryści pierwsze starcie.

Herb Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X

W końcu ogłoszono datę, tego długo oczekiwanego spotkania między reprezentacją Watykanu, a reprezentacją Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X. Spotkanie odbędzie się w siedzibie Kongregacji Nauki Wiary.

Według zapowiedzi obu stron będzie dość gorąco. Watykan podkreśla, że nie zamierza ustępować w obecnego stanowiska Kościoła wobec Żydów i innych wyznań. Kościół bronił będzie również poglądu, jakoby podstawowym prawem człowieka była wolność religijna. Bractwo zapowiedziało raczej ambitny atak. Walczyć będzie w ten sposób o zatrzymanie niektórych zmian soborowych. Bp Bernard Fellay zapewnia, że jednym z jego celi jest ponowne przemyślenie kwestii liturgii Kościoła i rezygnacja z przynajmniej niektórych praktyk zaczerpniętych przez Kościół z kultury masowej.

Więcej w artykule: Początek dialogu z lefebrystami

Osobisty komentarz
Osobiście nie sądzę, aby pierwsze spotkanie cokolwiek zmieniło. Ze strony Kościoła Rzymskokatolickiego może być to co najwyżej kilka zapewnień o wartości Liturgii Trydenckiej. Będzie to raczej potwierdzenie tego, co Benedykt XVI w tej kwestii już zrobił.

Po stronie Bractwa Kapłańskiego świętego Piusa X może pojawić się deklaracja uznania rzymskiego papieża. Jeśli chodzi o fakty będzie to raczej dość fikcyjne uznanie ziemskiej głowy Kościoła. Lefebryści powiedzą pewnie coś w rodzaju: uznajemy zwierzchnictwo papieża Benedykta XVI, chcemy dobra Kościoła, ale... Te "ale" zajmą już resztę wywodu, że zmiany posoborowe zaszły za daleko, że trzeba ponownie zreformować liturgię. Kilka słów o zmianie podejścia do innowierców. Innymi słowy będzie to potwierdzenie chęci zjednoczenia z Kościołem, ale przy jednoczesnym wymaganiu, aby Kościół "się nawrócił".

Dialog ten jest o tyle trudny, że mam wrażenie, że ciągle nie ma jedności w sprawie ewentualnego pojednania wśród lefebrystów. Od czasu ściągnięcia ekskomuniki z biskupów Bractwa na stronach tradycjonalistów, a także w wypowiedziach kapłanów lefebrystów pojawiają się nawoływania o nawrócenie się Kościoła w heretyckiej ścieżki jaką podąża od czasów Soboru Watykańskiego II. W mojej opinii Bractwo Kapłańskie świętego Piusa X w rezultacie rozmów może podzielić się na dwa odłamy, z których jeden będzie zmierzał do łączności z Kościołem, a drugi człon przechyli się w kierunku sedekwantyzmu.

Kościół rzymskokatolicki jest obecnie na tyle różnorodny, że raczej nie będzie problemów z włączeniem Bractwa w swoje struktury. Pojawią się za to zewnętrzne ataki w kierunku związane choćby kwestią żydowską, w tym również odwołania do wcześniejszych wypowiedzi jednego z biskupów Bractwa.

poniedziałek, 12 października 2009

Człowiek ma prawo...

Marsz ateistów i agnostyków
Każdy człowiek, dosłownie każdy, ma prawo wyrażać swoje poglądy. Może je formułować w stosunku do innych ludzi, Kościoła, samego Boga
- tak o prawie do wyrażania swoich poglądów wypowiada się ksiądz biskup Wiesław Mering, przewodniczący Komitetu Episkopatu Polski ds. kontaktu z niewierzącymi. Ten sam biskup w kontekście przemarszu ateistów i agnostyków ulicami Krakowa powiedział, że według niego nie służy on wzajemnemu porozumieniu.

Trudno się jednak dziwić takiej opinii, gdy przed marszem pojawiały się propozycje ze strony ateistów, aby marsz reklamować na krakowskich tramwajach, a zwłaszcza na tym kursującym na linii 8, która... przejeżdża koło sanktuarium Bożego Miłosierdzia i krakowskiej kurii. Rozumiem potrzebę poinformowania o wydarzeniu, rozumiem, że można ją zrobić na tramwaju, ale dlaczego motywować to trasą tramwaju przejeżdżającego akurat koło dwóch ważnych dla katolików miejsc? Oczywiście to tylko jeden incydent i skupiać się na nim zbytnio nie zamierzam.

Niektórzy I Marsz Ateistów i Agnostyków porównali do katolickiej procesji Bożego Ciała. Mam pewne wątpliwości czy słusznie. Z ateistycznego punktu widzenia procesja Bożego Ciała jest formą jakiegoś pochodu czy też demonstracji, z punktu widzenia osoby niewierzącej (albo szerzej, nie katolika) procesja jest formą demonstracji czy też jakiegoś marszu katolików. Nie mogę temu jednak przyznać racji, bowiem celem procesji Bożego Ciała nie jest pokazanie się katolików, lecz raczej uwielbienie Boga obecnego w Najświętszym Sakramencie. Mamy tu więc pewną różnicę celi.

Czy kocham swojego bliźniego? Czy kocham swoich nieprzyjaciół?

Marsz miał być, między innymi, pokazaniem, że w społeczeństwie polskim są ateiści, że są agnostycy. W dalszym kontekście miał on pokazać, że są oni dyskryminowani. Cieszę się, że wolnomyśliciele zdecydowali się na taki marsz. Sprawia to, że ja, ponownie zadaję sobie pytanie o przykazanie miłości bliźniego. Czy istotnie prześladuję niewierzących? Czy jeśli są moimi przyjaciółmi, bliskimi, znajomymi, to czy potrafię ich miłować w imię chrześcijańskich wartości? A co jeśli są moimi wrogami? Tu pojawia się pewien problem z moją relacją do niewierzących. Nie są oni moim wrogami, nie są oni też moimi przyjaciółmi. Z wieloma utrzymuję jakiś tam kontakt, ale nie zależy on od tego, że oni akurat nie wierzą. Znam też takich, którzy są wobec mnie wrogo nastawieni. Wobec i jednych, i drugich muszę okazywać miłość agape. Zaiste, trudna jest to miłość.

Trudność polega tu na ciągłej potrzebie jej odnawiania, ciągłej potrzebie utrzymania się we własnych korzeniach, przy jednoczesnym trwaniu w dialogu z osobą, która poglądowo jest mi dość odległa. Problemem są również pewne obustronne uprzedzenia. Katolicy często widzą w niewierzących tych, którzy ich atakują, którzy zdradzili, którzy odeszli, czy w końcu tych, którzy dla łatwiejszego życia odrzucili nakazy płynące z wiary. Ateiści zaś na ludzi Kościoła zrzucają odpowiedzialność za to, jak zostali potraktowani przez swoich rodziców, znajomych katolików czy przez kapłanów.

Straszeni piekłem

Chyba najbardziej dotkliwe, dla ateistów, jest stwierdzenie, że poza Kościołem nie ma zbawienia. Stwierdzenie to jest sloganem, które nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Celem udowodnienia tej tezy pozwolę sobie na posłużenie się Pismem Świętym, a konkretniej Listem św. Pawła do Rzymian. Jest to fragment pierwszego sporu jaki trwał we wspólnocie chrześcijan. Jedni nadawali obrzezaniu i znajomości Prawa (pożydowskiej pozostałości) wielkie znaczenie, inni uważali, że nie jest ono konieczne, zwłaszcza, że często jest ono tylko oznaką faryzeizmu.

Tu w nasze rozważanie wkracza właśnie święty Paweł w drugim rozdziale swojego listu:
Bo ci, którzy bez Prawa zgrzeszyli, bez Prawa też poginą, a ci, co w Prawie zgrzeszyli, przez Prawo będą sądzeni. Nie ci bowiem, którzy przysłuchują się czytaniu Prawa, są sprawiedliwi wobec Boga, ale ci, którzy Prawo wypełniają, będą usprawiedliwieni. Bo gdy poganie, którzy Prawa nie mają, idąc za naturą, czynią to, co Prawo nakazuje, chociaż Prawa nie mają, sami dla siebie są Prawem. Wykazują oni, że treść Prawa wypisana jest w ich sercach, gdy jednocześnie ich sumienie staje jako świadek, a mianowicie ich myśli na przemian ich oskarżające lub uniewinniające. [Okaże się to] w dniu, w którym Bóg sądzić będzie przez Jezusa Chrystusa ukryte czyny ludzkie według mojej Ewangelii.


To oczywiście tylko fragment i należy go interpretować w oparciu o całe Pismo Święte, nie mniej jednak dowodzi on o niesłuszności uznania pogan, za z góry skazanych na piekło. Przeczy on również informacją, jakoby ateiści nie mieli prawa moralnego, gdyż prawo wypisane jest w ich sercach. W dalszej części listu Paweł podkreśla, że obrzezanie zachowuje swoją wartość, lecz tylko wtedy, gdy idą za nim określone czyny. Święty Paweł w końcu przestrzega pierwszych chrześcijan słowami:
Ty, który chlubisz się Prawem, przez przekraczanie Prawa znieważasz Boga. Z waszej to bowiem przyczyny - zgodnie z tym, co jest napisane - poganie bluźnią imieniu Boga.


Jako i my nie narzucamy

Oczywiście, jak już mówiłem, nie jestem przeciwnikiem marszu. Nie oznacza to jednak, że toleruję wszystko co było z nim związane. Wspomniałem już o propozycji reklamy na tramwaju numer 8, którego główną cechą jest to, że jeździ koło dwóch ważnych dla katolików miejsc. To jeden z nietaktów, który świadczy o tym, że niektórzy wolnomyśliciele chcą jednak walczyć z Kościołem (wbrew temu co mówią). Choć może to po prostu zwykła bezmyślność.

W jednym z artykułów przed marszem spotkałem się ze stwierdzeniem, że ateiści niczego nie chcą narzucać. W domyśle, tak jak robią to katolicy. Słowa te jednak są trochę moim zdaniem nie prawdziwe. Jednym z celi marszu było wprowadzenie w szkole "edukacji seksualnej" na modlę ateistów. Jak wiemy jest to forma, której przeciwstawiają się środowiska katolickie. Co ciekawe obie strony popierają się tu rzetelnymi badaniami dotyczącymi zalet swojej wersji nauczania seksuologii w szkole.

Prawda jest oczywiście taka, że obie strony walczą o swoje racje. Kościół żąda przede wszystkim bezwzględnego przestrzegania praw człowieka od poczęcia do naturalnej śmierci. Ateiści chcą zakończenia finansowania Kościoła przez państwo oraz możliwości łatwiejszego załatwienia kwestii apostazji.

Inna sprawa, że Kościół nie jest w Polsce finansowany przez państwo. Państwo płaci jedynie za swoje zobowiązania wobec Kościoła (nieświeccy katecheci w szkołach), oddaje Kościołowi grunty zabrane w poprzednim ustroju, ewentualnie umożliwia renowacje kościelnych zabytków, które są wspólnym dobrem całej wspólnoty narodowej, a nie tylko katolików.

Slogany, a słowa

Mówiąc, o rzekomy, finansowaniu Kościoła przez państwo stajemy na płaszczyźnie sloganów. Ateiści chyba nie zdają sobie sprawy, że w "ateistycznym raju", jakim są w ich przekonaniu Czechy państwo płaci pensje wszystkim duchownym i utrzymuje świątynie katolickie. U nas za utrzymanie i budowę kościołów odpowiadają wierni z danej wspólnoty parafialnej.

Wiele takich sloganów zakłóca normalną koegzystencję między wierzącymi, a niewierzącymi. Takich sloganów nie brakowało również na Marszu Ateistów i Agnostyków. Bardzo bolesnym hasłem było zdanie: "Każdy myślący człowiek jest ateistą". Domyślam się, że nie jest to kwestia złej woli organizatorów. Nie zmienia to jednak faktu, że takie zdanie jest dla tych, którzy nie są ateistami.

Bardzo obrazowym był również jeden z największych plakatów na marszu. Przedstawiał on ewolucje człowieka, który to najpierw był jakimś tam małpoludem, potem stał się zniewolonym człowiekiem, a następnie ateistą. Bolesne dla wierzących w tym schemacie jest przedstawienie człowieka zniewolonego, jako kogoś, ktoś się modli. Rozumiem jednak intencje autorów, którzy prawdopodobnie w taki sposób pokazują swoją własną drogę życia. Zgodnie z teorią ewolucji wiedzą skąd pochodzą, mają świadomość, że na początku swojego życia stali się zniewolonymi przez nakazy, których nie rozumieli, tu przez nakaz wiary, a później poczuli wyzwolenie, jako ateiści.

Co ciekawe w podobny sposób przebiega formacja Ruchu Światło - Życie (popularnej Oazy) czy jednego z jej dzieł, jakim jest Krucjata Wyzwolenia Człowieka. Obie mówią, że człowiek jest zniewolony po przez grzech, nałogi i przyzwyczajenia. Przyzwyczajeniem może być tu właśnie wpajana, dziecinna wiara. Do wolności i wyzwolenia prowadzi jednak Chrystus, a nie ateizm. W ruchu oazowym wyzwolenie nie jest jednak końcem nawrócenia, czy też końcowym etapem rozwoju człowieka. Według ks. Blachnickiego człowiek ciągle musi o swoją wolność, o swoje wyzwolenie zabiegać. Pokazuje to również przykład jego życia, o którym może kiedyś napiszę na tym blogu. Ateiści i Agnostycy zaś często zatrzymują się na swoim ateizmie (agnostycyzmie), jako na końcowym etapie drogi.

Szczere poszukiwanie...

Tymczasem zarówno katolicy, jak i niewierzący są zobowiązani do ciągłego poszukiwania. Trudno jednoznacznie określić cel tych poszukiwań. Ja jako osoba wierząca celem tych poszukiwań czynię moją osobistą relację z Bogiem poprzez istnienie w konkretnej wspólnocie. Nie chcę jednak narzucać tego celu osobą niewierzącym, choć szczerze pragnąłbym, aby znaleźli oni swoje ukojenie w moim Panu i Zbawicielu.

Wszyscy, którzy czytacie te artykuł, proszę Was o jedno: nigdy nie rezygnujcie z poszukiwań, czegokolwiek szukacie. Zapewniam Was, że czas spędzony na poszukiwaniach nigdy nie będzie czasem straconym, a osiągnięcie celu z pewnością wynagrodzi Wam trud poszukiwania.

Jeśli Bóg istnieje, a mam powody, aby zapewniać Was o tym, że tak jest, z pewnością zauważy Wasze poszukiwanie. Moje słowa potwierdził również Kościół w czasie Soboru Watykańskiego II stwierdzając, że każdy człowiek szczerze poszukujący Boga ma szanse na zbawienie.

niedziela, 11 października 2009

Cud w katolickim ciemnogrodzie?

Cud eucharystyczny w Sokółce
Wielu już pewnie czytało gdzieś o cudzie w Sokółce. Niektórzy w Fakcie, inni w katolickich pismach. Wielu również próbuje skomentować to co się zdarzyło. Komentarze są przeróżne. W sporej części z nich pada słowo "ciemnogród". To chyba jakiś standard, gdy mówi się o wierze, więc i ja użyłem w tytule tego artykułu słowa "ciemnogród". Do ciemnogrodu jednak raczej nie przemawiam, daruję więc sobie opisywanie tego się zdarzyło. Kto nie wie, niech w Googlach wpisze: "Cud w Sokółce" i wówczas dowie się wszelkich szczegółów.

Czym dla mnie są takie cuda? Z jednej strony mam świadomość, że są to małe znaki dawane nam od Boga, aby umocnić naszą wiarę, czy raczej, abyśmy mieli pewne dowody na to, że to w co wierzymy jest prawdziwe. Z drugiej zaś strony czasami mam wrażenie, jakby wszelkie cuda spełniały jedną z prastarych zachcianek ludzkich, która zawiera się w słowach "Chleba i igrzysk". Chleb otrzymujemy na co dzień w postaci Eucharystii. "Igrzyskami" są zaś cuda, które raz po raz zdarzają się w jednej lub drugiej części świata w najbardziej niespodziewanym momencie. Drugie porównanie może razić niektórych, za co przepraszam. Nie mniej jednak mam czasami wrażenie, że czynimy z cudów nadmierne widowisko.


Czy warto? Nie wiem. Czytałem artykuł w Tygodniku Powszechnym, w którym zapytano kilku parafian z Sokółki o to co myślą o cudzie. Oni ze spokojem odpowiadają, że jeszcze nie są pewni, czy to cud. Obojętne czy to cud czy nie, wiedzą jednak, że muszą się modlić. Niektórym przypomniały o tym pogłoski o rzekomym cudzie. Inni zawsze pragnęli modlitwy.

Tutaj chciałbym powiedzieć o dość rozsądnej, moim zdaniem, postawie zarówno parafian, jak i ich proboszcza, którzy bez emocji, spokojnie czekają na potwierdzenie cudowności tego zdarzenia, bądź też zaprzeczeniu przez Kościół cudownego charakteru zdarzeń ze stycznia bieżącego roku. To wynik rozsądnej, racjonalnej wiary prostych ludzi bez teologicznego wykształcenia. To daje bardzo pozytywny obraz całego zdarzenia.

W wywiadzie, o którym wcześniej pisałem, pojawiła się również inna wypowiedź z kręgu władz miejscowości, który w wyważony sposób dał do zrozumienia, że Sokółce przydałby się taki cud. Nie chodziło mu jednak o cud, a o pielgrzymki, które mogłyby co nie co pieniędzy zostawić w tym małym mieście. Podkreślił jednak, że to tylko głupie ludzkie myślenie.

W końcu spotkałem się i z trzecią postawą. Reprezentują ją ludzie, którzy przedstawiają się jako ateiści, bądź agnostycy. Chcą oni złożyć pozew do sądu mówiący o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Dla wierzących może się to wydawać niesłuszne, a wręcz agresywne wobec katolików. Zarzut ten jednak nie jest bezpodstawny. W końcu dla ludzi, którzy nie uznają Boga, znalezienie gdziekolwiek fragmentów ludzkiego ciała świadczy o morderstwie.

Gdzie leży prawda? Ciężko powiedzieć, obyśmy poznali ją w wybranym przez Boga czasie. Nam jednak pozostaje się dalej modlić o zrozumienie tajemnicy największego cudu, jaki dokonuje się codziennie w każdym kościele. Prośmy i dziękujmy Boga za dar Eucharystii.

piątek, 9 października 2009

Kobieta darem i tajemnicą

Pod taki tytułem już 5 czerwca odbędzie się Ogólnopolskie Spotkanie Młodych na Lednicy. Ojciec Jan Góra już nawołuje, aby rezerwować sobie czas. Buduje atmosferę przygotowań do wielkiego święta mówiąc o przygotowaniach, które już trwają.

Może właśnie tego nam zagonionym ludziom brakuje. Takiego adwentu przed wielkim świętem. Czasu oczekiwania, ale i jednocześnie przygotowania. Nie wiem dlaczego, ale pisząc o oczekiwaniu pomyślałem o kobiecie oczekującej dziecka. To fascynujące jak kobieta potrafi oczekiwać na dziecko. Czy jednak potrafimy oczekiwać na inne rzeczy? Znaleźć sobie jeden punkt w ciągu roku, który byłby warty wielkiego oczekiwania i przygotowywania się do niego. Tylko co wybrać, aby naprawdę warto było oczekiwać?

środa, 7 października 2009

Medjugorje - ciągle nielegalne...

Kościół zbudowany po objawienia w Medjugorje
Bp Perić, ordynariusz diecezji Mostar-Duvno (w tej diecezji znajduje się Medjugorje), w związku z odejściem od kapłaństwa opiekuna grupy wizjonerów z Medjugorje wydał oświadczenie odnośnie obecnego statusu miejsca objawień.

Podkreślił on w nim, że objawienia w Medjugorje nadal nie zostały oficjalnie potwierdzone przez Kościół. Nie zostały zatwierdzone, ponieważ istnieją osoby, które twierdzą, że objawienia nadal mają miejsce, a Kościół nigdy nie zaświadcza o prawdziwości objawień dopóki nie zostaną one zakończone. Stąd też: miejsce rzekomych objawień, czyli parafia Medjugorje nie jest maryjnym sanktuarium. Biskup napisał również, że pracujący tam kapłani nie powinni zajmować się promocją tego miejsca, jako miejsca objawień Matki Bożej. Ponadto modlitwy i przesłania, które rzekomo zostały tam przekazane przez Maryję nie mogą być opublikowane, ani wykorzystywane w pracy duszpasterskiej.

Księża z zagranicy nie mogą na własną rękę w miejscu objawień Gospy prowadzić rekolekcji czy konferencji, o ile nie dostaną specjalnej zgody od miejscowego biskupa. Jeśli chodzi o prywatne pielgrzymki to mogą być one organizowane, mogą być one również objęte opieką duszpasterską.

Na podstawie: Kościelne oświadczenie o Medjugorje

PS. Kościół św. Jakuba (na zdjęciu) wbrew informacji na stronie Radia Watykańskiego został wybudowany jeszcze przed rozpoczęciem objawień.

piątek, 2 października 2009

Kobieta, która przeżyła aborcję

Ta kobieta powiedziała kilka cennych słów nie tylko dlatego, że przeżyła aborcję, nie tylko dlatego, że wypowiedziała się po mojej stronie poglądowej, ale dlatego, że powiedziała coś, o czym zwykle nie wspomina się mówiąc o aborcji, o czym zapominają zarówno organizacje proaborcyjne, jak i Ci, który uważają siebie za "pro-life".

Powiedziała wprost, że aborcja to nie tylko kwestia zabijania dzieci. Aborcja jest konsekwencją pozostawienia kobiet samym sobie w obliczu problemów. Aborcja jest konsekwencją braku prawdziwych mężczyzn w naszych społeczeństwach.


Kazanie o zazdrości