środa, 13 lutego 2013

Łk 4,28-30 - jak uniknąć niesprawiedliwej kary? Poradnik w trzech wersetach

"Na te słowa wszyscy w synagodze unieśli się gniewem. Porwali Go z miejsca, wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na stok góry, na której ich miasto było zbudowane, aby Go strącić. On jednak przeszedłszy pośród nich oddalił się."

Próbowałem wyobrazić sobie tą sytuację. Tłum wkurzonych ludzi prowadzi Jezusa na stok góry. Olbrzymie negatywne emocje i wyrok samosądu lokalnej wspólnoty. Tuż przed egzekucją główny oskarżony przechodzi przez tłum i oddala się. Chodzi mi po głowie pytanie, czy oddalający się Jezus został zauważony przez obwiniających Go ludzi i jak to się stało, że mógł tak odejść? Ewangelista oszczędza nam tutaj szczegółów. Może powstał jakiś spór między chcącymi go zrzucić ze stoku. Kłótnia, w której do końca nie wiadomo o co chodziło, jak wiele innych współczesnych dyskusji.

Od jakiegoś czasu obserwujemy kłótnie o to, kto powinien, a kto nie powinien być wicemarszałkiem. Nie śledzę tej dyskusji (mam jednak wrażenie, że to ona chodzi za mną). Człowiek odpowiedzialny, moim zdaniem, w takie sytuacji powinien usunąć się w cień. Zauważyć, że jego osoba wzbudza zbyt wiele emocji i przez to nie może wykonać swojej misji powierzonej przez społeczeństwo (a może nawet przez samego Boga?)*.

Wyzwaniem Jezusa było nawracanie ludzi do Boga, przyciąganie ich do zbawienia. Tymczasem stało się inaczej, ludzie w synagodze unieśli się gniewem przeciwko temu co mówił i przeciwko Niemu. W takim klimacie nie dało się zrealizować misji, więc trzeba było zostawić spór, tym którzy go wywołali. Chrystus sam poszedł dalej realizować powierzone mu zadanie, poza istniejącym sporem o Jego osobę. Podświadomie takiej postawy wymagamy od innych i siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz