czwartek, 13 czerwca 2013

...Jak Spięty Bogu, tak Bóg Spiętemu...

Słuchałem właśnie piosenki Lao Che "Dym":



Dla niektórych treść tego utworu jest już świętokradztwem i dobrą rozpałką pod stos. Porównanie (K)kościoła z paleniem czy też hostii z filtrem wydaje się czymś co uderza w podstawy wiary. Z drugiej strony zarówno rzucenie palenia, jak i odejście z Kościoła są bardzo trudne. Nie dlatego, że proboszcz nie przyjmie apostazji! Zwyczajnie Kościół wraca do człowieka. Nie przez kościelną hierarchię, kapłanów czy pobożne kółka wspólnot parafialnych. Nie przez prasę katolicką, ale mimo wszystko wraca, jak chęć zapalenia papierosa długo po odstawieniu. Nie chcę powiedzieć, że życie we Wspólnocie Kościoła jest jak nałóg. Są jednak pewne wspólne cechy, które w jakiś sposób unaocznił Spięty (może nawet samemu nie będąc tego świadomym).


Toksyczny Kościół

Nigdy nie paliłem, dlatego papierosy kojarzą mi się wyłącznie źle. Śmierdzący dym, czarne płuca z reklam, rak i śmierć. Palący pewnie są w stanie wypisać kilka plusów, dlaczego się na to zdecydowali. Patrząc na Kościół z zewnątrz też można widzieć w nim masę toksycznych związków. Lista zakazów, ograniczenie wolności, ludzie, z którymi nie chcemy się identyfikować. Patrząc na Kościół od zewnątrz dostrzega się również hipokryzję i to, że wierzący wszystkich poza Kościołem skazują na piekło niezależnie od ich czynów.

Przykazania dla jednych są listą zakazów i ograniczeniem wolności, a dla innych stają się doskonałym prawem moralnym i gwarancją zachowania wolności innych. Ludzie, których identyfikujemy z Kościołem są takimi samymi grzesznikami jak my. Ich grzech bardziej boli lub złe postępowanie tych, którzy nie mając nic wspólnego z wiarą. Hipokryzja ma dwie podstawy. Gorsza strona nas samych, w której widzimy drzazgę u innego w oku, a swojej belki już - takie postępowanie nie jest właściwe. Druga strona tego zjawiska to wysoko postawiony ideał chrześcijańskiego życia. Ideał postawiony tak wysoko, że trudno nam go osiągnąć. Jednocześnie ideał, którego nie możemy zastąpić kompromisem. Ostatnia rzecz, to "skazywanie na piekło" wszystkich, którzy nie są katolikami.  Wypowiedział się o niej nawet papież Franciszek:

Pan odkupił nas wszystkich przez krew Chrystusa. Wszystkich, nie tylko katolików. A czy i ateistów? Tak, również ich. Wszystkich! I ta krew czyni nas dziećmi Bożymi pierwszej kategorii. Zostaliśmy stworzeni jako dzieci na obraz i podobieństwo Boże, a krew Chrystusa odkupiła nas wszystkich. I my wszyscy mamy obowiązek czynienia dobra. I myślę, że to przykazanie czynienia dobra to dobra droga do pokoju. Jeśli my, każdy z osobna, czynimy dobro drugim, spotykamy innych w czynieniu dobra i powolutku tworzymy tę kulturę spotkania, której tak bardzo potrzebujemy. «Ależ proszę księdza, ja jestem niewierzący, jestem ateistą!» Czyń dobro – tam się spotkamy!
Świeckie media przetłumaczyły te słowa papieża, jako przyznanie, że niewierzący też może zostać zbawiony. Ogłosiły to zresztą z wielką pompą, trochę skazując się na kompromitację. Nie zauważają różnicy między odkupionym, a zbawionym. To coś takiego jakby nie zauważyć istnienia różnicy między kwotą netto, a kwotą brutto. Odkupienie jest wolą Boga. Bóg chce odkupić każdego człowieka. Za każdego umarł na krzyżu. Umarł za ateistów, żydów, islamistów, buddystów i chrześcijan. Samo zbawienie jednak wymaga uznania obecności Boga i woli człowieka, aby otrzymać łaskę odkupienia. Bóg zapłacił kwotę netto, my musimy zapłacić podatek i zbawienie mamy w kieszeni.

Opór przed wspólnotą

Zauważam też pewną krytykę wobec działań wspólnoty Kościoła. Nie wiem czy Lao Che ma na myśli jakąś konkretną wspólnotę czy ogólnie cały Kościół. Mam jednak podobną opinie o niektórych próbach nawracania modnych wśród nas katolików. Najpierw zwracamy uwagę na zewnętrzne praktyki. Masz iść do bierzmowania, do kościoła, masz mieć takie, a nie inne poglądy. Tymczasem nie pokazujemy źródła we własnym życiu. Rodzice wyganiają dziecko na mszę, ale sami na nią nie idą. Ksiądz na kazaniu mówi o najpiękniejszej modlitwie, którą każdy powinien odprawiać, ale słuchający go nie nigdy nie widzieli osoby modlącej się piękną modlitwą.

Nie zwracamy uwagi też na przeszkody, które innym tarasują drogę do Kościoła. Barykadą może być jakieś niedopowiedzenie z dzieciństwa ("jak będziesz niegrzeczny to Bozia przyjdzie"*), brak świadectwa wiary tych, którzy podają się za głęboko wierzących, niezawinione cierpienie, nieodpowiedzialny kapłan, antyświadectwo.

Papież powiedział wyraźnie, że naszą (katolików) drogą ze wszystkimi jest czynienie dobra. Czyniąc dobro mamy się wszyscy spotkać, a prawda tkwi właśnie w spotkaniu. Czynienie dobra jest już dawno opatentowanym sposobem nawracania o dużo większej skuteczności niż ogień i miecz.

PS. *"Jak będziesz niegrzeczny to Bozia przyjdzie" - niektórzy pewnie słyszeli różne wersje "Bozi", która coś robi, gdy dziecko jest niegrzeczne. Niektórzy do tej pory czekają na przejście Bozi, a że nie przychodzi to łobuzują dalej, bo trzeba być niegrzecznym, aby przyszła.

2 komentarze:

  1. "Nie zauważają różnicy między odkupionym, a zbawionym. To coś takiego jakby nie zauważyć istnienia różnicy między kwotą netto, a kwotą brutto. Odkupienie jest wolą Boga. Bóg chce odkupić każdego człowieka. Za każdego umarł na krzyżu. Umarł za ateistów, żydów, islamistów, buddystów i chrześcijan. Samo zbawienie jednak wymaga uznania obecności Boga i woli człowieka, aby otrzymać łaskę odkupienia. Bóg zapłacił kwotę netto, my musimy zapłacić podatek i zbawienie mamy w kieszeni."

    To jak na razie najlepsze wyjaśnienie różnicy między zbawieniem a odkupieniem, jakie widziałam! Podoba mi się! Bardzo obrazowe i logiczne.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję, miło to przeczytać. :)

    OdpowiedzUsuń