niedziela, 8 września 2013

II Wojna Światowa to kompromitacja chrześcijan

Pius XII

Chrześcijanie nie przeciwstawili się II Wojnie Światowej. Wydaje się, że katoliccy księża nawet współdziałali z agresorami, z nacjonalistycznymi siłami. Wielu o bierność oskarża papieża Piusa XII. Niektórzy twierdzą, że ówczesna głowa Kościoła nawet wspierała nazistów, a kapłani Kościoła katolickiego stawali po stronie Hitlera. Oczywiście wielu wspomni wtedy o. Maksymiliana Maria Kolbe, który oddał życie za współwięźnia. Niektórzy wspomną, że w obozach koncentracyjnych ginęli również katoliccy kapłani i wielu anonimowych katolików. Do dziś trwają nierozstrzygnięte spory o udział w konflikcie papieża, o to po której właściwie stronie stał Kościół. Spory te pewnie już nigdy nie zostaną rozstrzygnięte.


Jako Polacy zwykle mówimy o sobie jako o ofiarach wojny, którymi istotnie jesteśmy. Zarzucamy kolejnym rządom, że nie potrafią dbać o właściwą pamięć naszych dziadków, że ciągle mówi się o polskich obozach zagłady. Nie zgadzamy się na książki i filmy pokazujące Polaków, jako tych, którzy również byli agresorami w konflikcie. Chcielibyśmy przedstawiać siebie jako wspaniałych bohaterów, którzy tygodniami bronili Westerplatte, pokonywali czołgi na koniach i ratowali Żydów z obozów. Krótko mówiąc chcemy mówić prawdę o swoim bohaterstwie. Chcemy milczeć o tych, którzy stchórzyli.

Tak samo zresztą mówimy (jako katolicy) o udziale Kościoła w II Wojnie Światowej. Najczęściej staramy się pokazać historię o. Maksymiliana, a nie księdza, który błogosławił niemieckich żołnierzy. Często w sporach o udział Piusa XII w konflikcie staramy się go tylko i wyłącznie bronić (papież jak każdy w czasie tej wojny musiał podjąć wiele decyzji i nie wszystkie były właściwe - to jednak temat na opasłą książkę, a nie krótki wpis na blogu). Nie zwracamy jednak uwagi na jedną sprawę, że w wojnie tej po obu stronach walczyli chrześcijanie, że to chrześcijanie ją wywołali.

Piszę o tym dlatego, że w swoim kazaniu powiedział o tym arcybiskup Stanisław Gądecki. Powiedział, że była to wielka kompromitacja ówczesnych chrześcijan. Wyszła z nas cała słabość.
Z punktu widzenia moralnego ta wojna wyrosła z ludzkiej pychy, zrodziła się jako skutek bałwochwalstwa w najczystszej postaci polegającego na oddawania boskiej czci temu, co nie jest Bogiem

Dziś też wychodzi z nas słabość. Indywidualnie, gdy kłócimy się z sąsiadem o przysłowiową miedzę. Ta słabość jest widoczna o wiele bardziej w całym społeczeństwie, gdzie aktywny jest spór o to, kto ma racje, kto powinien mieć władzę. Podział społeczeństwa wydaje mi się coraz bardziej widoczny.

Wczoraj cały Kościół i wiele innych wyznań skupiało się na modlitwie o pokój w Syrii. Czy polski Kościół stać na modlitwę o jedność we własnym kraju? Nie taką modlitwę ogłaszaną na plakatach, ale wspólnie podejmowaną przez wszystkich polskich katolików niezależnie od poglądów.

Jakiś czas temu 11 listopada stał się symbole podziału naszego kraju. Rok temu niektóre grupy próbowały zorganizować wspólne obchody rocznicy Niepodległości - bezskutecznie (a bo to organizuje tamten z drugiej strony). Może w tym roku warto byłoby w całym kraju uklęknąć, aby modlić o jedność naszego państwa. Stanąć nie naprzeciwko sobie, ale patrząc w jednym kierunku odrzucając swoją pychę. Każda rzecz ma swój czas i swoje miejsce, a to chyba najlepszy czas na takie działanie.

* źródło obrazu: http://pl.wikipedia.org/wiki/Plik:Papst_Pius_XII.,_Kr%C3%B6nung_1939JS.jpg

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz