niedziela, 5 lipca 2009

Sprzedawcy wiary

Są ludzie, którzy twierdzą, że wiara jest najlepszym "produktem" do sprzedania. Niewiele się inwestuje, a wiele można zyskać. Według tego twierdzenia ja staję się klientem, który tą wiarę kupuje (w moim przypadku wiarę katolicką). Tyle, że ja nie przypominam sobie takiej transakcji w swoim życiu, a jednak wierzę. Dostrzegam jednak handel produktami wiaropodobnymi. Spróbuję podać jakąś definicję:

Produkt wiaropodobny - jest to materialny przedmiot lub zdarzenie, które w jakiś sposób odwołuje się do wiary. Często pełni on rolę pewnego symbolu, który ma zastępować to czego nie doświadczamy za pomocą ludzkich zmysłów. Produkty te sprzedają się bardzo dobrze w sąsiedztwie tego co naprawdę ważne. Kupowane głównie, ale nie wyłącznie, przez ludzi, którzy nie potrafią dostrzec niewidzialnego sakrum. Najpopularniejszym przykładem są buteleczki pozorujące figury świętych z odkręcanymi głowami.

Być może definicja nie jest zbyt precyzyjna. Dzieje się tak z dwóch powodów: po pierwsze produkty wiaropodobne to dość szeroka gałąź (od Maryjek z odkręcanymi głowami na wodę święconą przez różnego rodzaju gadżety firmowe takie jak kubki, podkoszulki czy podkładki pod mysz aż po różnego rodzaju nabożeństwa przeżyciowe dostosowane do ludzi). Oczywiście wiara może współistnieć z tymi gadżetami, a w każdym razie z niektórymi spośród nich, ale same te wihajstry nie mogą zastąpić wiary, a tak się niestety dzieje. Po drugie pojawia się pewna trudność w określeniu, gdzie wiara się zaczyna, a gdzie kończy.

Są ludzie, którzy nazywają to zjawisko "makdonaldyzacją" ("mcdonaldyzacją"- spotkałem się z dwoma formami pisowni). Wiara jest rozdawana jak hamburgery: masowo, szybko i jeszcze ze wspomnianymi gadżetami. Niewielu wgłębia się w to co przeżywa, ani w co wierzy, wiedzą tylko, że to pozbawia ich głodu. Jest to oczywiście wykorzystane przez różnego rodzaju "sprzedawców wiary", którzy wciskają nam wiarę bez problemową, wiarę w pudełku z różnego rodzajami promocjami. Przykładem tego zjawiska jest na przykład kierowanie naszych przeżyć religijnych na wschód, na medytacje i filozofię wschodu, tyle że obdartą z nieatrakcyjnych zasad.

Nabożeństwa i msze również stają się w jakiś sposób upraszczane. Wielu z pewnością widziało filmik z mszy "metalowej". Liturgii dostosowanej do potrzeb jednej grupy kulturowej. Już widzę jak wychodzący uczestnicy takiej liturgii wychodząc z niej wychwalają swojego Boga. Tylko, że ten Bóg kryłby się wówczas w koncertach metalowych i byłby raczej niedostępny dla zwolenników poezji śpiewanej, którzy nie lubią metalu.

Dalsze poszukiwania sprzedawców wiary prowadzą do telewizji. Tam, aby nie było niejasności, pojawiają się ludzie, którzy pełnią w ten sposób działalność misyjną i tacy, którzy sprzedają jakąś tam wiarę. Do tych pierszych nic nie mam. Dla drugich dość popularnym produktem przez nich sprzedawanym są propozycje unowocześnienia Kościoła i dostosowania go do potrzeb XXI wieku. Tymczasem pomysł ten się po prostu nie sprawdza. Wiemy to nie tyle z własnego doświadczenia, co z głosów płynących od innych wyznań. To jednak tylko jedna gałązka telewizyjnego show, którego zadaniem jest sprzedać nam jakąś wiarę. Tylko czy ta wiara ma coś wspólnego z życiem? Zostawię to pytanie otwartym.

Telewizja idzie jednak znacznie dalej. Turecki kanał T proponuje wzięcie udział w teleturnieju, w którym nagrodą ma być życie wieczne. W teleturnieju biorą udział duchowni kilku największych religii, którzy mają za zadanie nawrócić ateistę na swoją religię. Ateista natomiast ma zadanie zacząć wierzyć w Boga. W zamian dostaje od telewizji wycieczkę ("pielgrzymkę") do jednego ze świętych miejsc na naszym globie. Powoduje to we mnie pewien moralny sprzeciw, przede wszystkim dlatego, że nie da się człowieka nawrócić po przez kilku minutowe wystąpienie przedstawiciela religijnego, zwłaszcza gdy ten człowiek gratis dostaje wycieczkę, na którą z pewnością chciałby pojechać. Mają wątpliwość budzi również czy jakikolwiek duchowny będzie chciał wystąpić w takim turnieju, czy będą to tylko przebierańcy specjalnie przygotowani przez telewizję, a jeśli tak to jakie będzie ich przygotowanie?

Przykro mi, ale ludzie przygotowujący takie programy często robią wielką szkodę zarówno samym niewierzącym, jak i wierzącym. Wiara staje się w rezultacie towarem, którego sprzedaż zależy od błyskotliwości duchownych i preferencji wakacyjnych. Dodatkowo dla trzeźwo patrzących ateistów staje się to kolejnym pretekstem do wyśmiania pseudo wiary, tyle że to wyśmianie uderza przede wszystkim w ludzi naprawdę wierzących, ewentualnie w wątpiących i zarazem słabych w wierze. Nie mam tu zbytnich żali do ateistów, bo nie są oni raczej winni takiego podejścia fałszywych promotorów do wiary. Nie mogę również wymagać od nich, aby rozróżnili Słowo Boże, od ludzkich pomysłów mających na celu "sprzedaż wiary". To ludzie wierzący powinni nie wpadać na takie pomysły.

Na podstawie:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz